28 kwietnia 2025, poniedziałek
Na wschodzie kwitną już bzy, na północy jeszcze kończą się forsycje - i co z tego wynika. Spoiler: niewiele.
Kupiłam ostatnio w Lidlu kawę rozpuszczalną, czego nie robiłam pewnie z dziesięć lat, ale aż mnie skręciło, tak mi się nagle zachciało chamskiej, o sztucznie karmelowym aromacie. I, proszę ja was, chociaż wciąż trochę ohydna, to przy niedzieli wspaniała, koniecznie z mlekiem.
Następna będzie pewnie sypana, żeby czasem zrobić sobie z dwóch łyżeczek i wrzątku, i wyemigrować wewnętrznie na wakacje, do zawieszonego w próżni wiecznego późnego czerwca bez zmartwień i trosk, bez żadnych cyferek i wyszukiwarek, do ceraty na stole, miski z czereśniami, szklanek z duraleksu i innych podobnych artefaktów albo do jakiegoś pokoiku pod Tatrami w ulewę w sierpniu - bo głównie z czymś takim kojarzy mi się sypana kawa.
A też, ponieważ do różnych realnych urlopów jeszcze kawał czasu, dla zachowania zdrowia psychicznego po prostu trzeba emigrować wewnętrznie. Na szczęście aura pomaga, również i na północy jest już wiosna, kończą się forsycje, zaczynają bzy, a drzewa - jak co roku - wybuchły zielenią zupełnie nie wiadomo kiedy. Tym bardziej zawzięłam się na ogarnięcie balkonu, niewielkiego, akurat na dwie osoby i psa, ale za to z widokiem na dachy i nasz las. W poprzedni, nasz pierwszy sezon w Gdańsku balkon służył głównie jako składzik na rowery i graty, i nie popełnię więcej tego błędu. Gawędzę więc z chatem gpt o tym, co zasadzić i stawiamy na klasykę (pelargonie i lawenda, a jako twist - maciejka, bo ten zapach z niczym nie może się równać, oprócz tego zioła - mięta, bazylia, kolendra; trochę kusi mnie też eksperyment z rzodkiewkami, bo mam torebkę nasion - nie zasmucę się, jeśli się nie uda, a jeśli się uda, odczuję zajebistą dumę). Nie będzie tego zbyt wiele, ale rysuję sobie nawet projekt w notesie.
Maj zapowiada się wypchany wydarzeniami, bo konklawe, Eurowizja i wybory, a w tym ferworze nie zapominajmy też o finale “Tańca z gwiazdami”. Jak mawia Kat, what a time to be alive! Na konklawe i w wyborach wspieram czynnie i biernie oczywiście lewaków - choć oczywiście jestem pogodnie i sceptycznie pogodzona, że dziejowe koło fortuny obecnie raczej na korzyść innych klimatów i prędzej niż polskie społeczeństwo, wyborem może zaskoczyć przemeblowane przez Franciszka kolegium kardynalskie, nawet jeśli tam bardziej przysłowiowa lewackość niż per se. Ciul, darowanej lewackości nie zagląda się w zęby. A tak na serio akurat w tych zawodach kibicuję po prostu konkretnej wrażliwości, językowi i stylowi; może to myślenie życzeniowe, ale jakoś nie umiem wyobrazić sobie zaciągnięcia hamulca ręcznego i twardo-konserwatywnego gruchnięcia o ziemię. Zwłaszcza, że zapisałam sobie ostatnio w roboczych osobistą epopeję na kilkanaście tysięcy znaków na temat wiary i Kościoła - albo może w odwrotnej kolejności. Ale na razie ani nie wydaje mi się to interesujące dla świata, ani też nie czuję większego sensu, żeby to pokazywać urbi et orbi. Coś tam się kotłuje w głowie po prostu.
Wracając do bieżących spraw, w “Tańcu z gwiazdami” - pierwsze miejsce obowiązkowo dla Jeleniewskiej/Jeschke, drugie zaś dla Gurłacza/Kaczorowskiej. Co do Eurowizji - dam się zaskoczyć, ale patriotycznie trzymam kciuki za Jusię!
Zaraz majówka (pracująca), weekend z E., weekend komunijny i patrz, Bożenko, znowu czerwiec, zaraz skoszą zboże, dzieci do szkoły, zmiana czasu, ślub i znów trzeba będzie choinkę ubierać. Po lecie!
Żartuję, żadne po lecie. Balkon, rower, park Oliwski, plaża, kino na dachu Szekspirowskiego, wycieczka do Tczewa w jakiś weekend, wszystko.
Jeśli chcesz dostawać posty w formie maili, które będziesz sobie czytać przy kawce, kliknij w przycisk poniżej. „Push the button”, jak śpiewało Sugarbabes.
A jeśli chcesz się podzielić - oto share: